SAN DIEGO

Zwarci i gotowi czekamy na samolot. Miny nietęgie. Nie ma się co dziwić. Przed nami perspektywa spędzenia całkiem ładnie zapowiadającego się dnia w ciasnym wnętrzu samolotu.

Strach przed lotem, jeżeli nawet jest to nie daje się go wyczuć. Pewnie przeważyła chęć przeżycia przygody i zobaczenia tego "innego świata". A może uczyniła to prawie nieprzespana noc i wczesna pora ? 

Bilet w ręku, bagaże oddane i zaopatrzenie w torbie.

Pozostaje tylko oswajać się z rekinami - wszakże wyruszamy do Kalifornii !!!

Mimo 27 godzin na nogach w niekomfortowej pozycji humory jednak nas nie opuszczają. Mam nadzieję, że Jacek nie pamięta przygody z piwem "Three dollars" :) Przynajmniej było wesoło. ..... A przede wszystkim ... dzięki Jaca - bez Twojej pomocy nie byłoby tej strony !

W końcu stanęliśmy na amerykańskiej ziemi. Pierwszy kontakt z ludźmi i wszędobylską flagą.

Do miejsca przeznaczenia dotarliśmy późnym wieczorem. Po całym dniu raczej nikt nie miał ochoty na zwiedzanie. Trzeba to było odłożyć na później.

Zaczęliśmy tradycyjnie - "od podwórka". Najpierw szybka wycieczka po bazie. Później koniecznie trzeba było wyrwać się gdzieś poza mury.

Od samego początku byłem zachwycony roślinnością. Prawie wszędzie palmy w przeróżnych postaciach i odmianach. Trawka ładnie przystrzyżona. Ogólnie w całym mieście jest czysto i schludnie. Podobno jest to efektem wysokich kar nakładanych za śmiecenie w miejscach publicznych. Popieram.

Jedna palma rosnąca niedaleko wyglądała dokładnie jak te, które ogląda się w telewizji, na które ludzie wspinają się by zrywać banany lub kokosy. Ja także chciałem spróbować. Okazało się jednak, że do tego potrzeba trochę wprawy. Musiałem zaprzestać swoich prób wspinaczkowych. Szkoda.  

Chyba najbardziej rozpoznawalnym obiektem w San Diego jest Emerald Plaza Center. Oświetlony w nocy na zielono, trzydziestokondygnacyjny budynek jest swoistą wizytówką miasta. Jest widoczny z daleka i odznacza się na tle innych budynków centrum. Mimo, że nie jest najwyższy, ciekawe rozwiązanie kolorystyczne od razu zwraca na niego uwagę. W dzień także prezentuje się okazale.

Kolejnym budynkiem, który wprawił mnie w osłupienie był znajdujący się w centrum miasta Santa Fe Depot. Jakież było moje zdziwienie, gdy budynek okazał się dworcem kolejowym. W dodatku wybudowanym w 1915 roku !!!

Nie wiem dlaczego, ale od razu przypomniały mi się polskie dworce PKP :)

Wpływając do portu w San Diego trudno nie zauważyć wysokiego mostu łączącego miasto z ekskluzywną dzielnicą Coronado. Niemogliśmy sobie odmówić przyjemności przejażdżki tym mostem, a zarazem odwiedzenia jednego z najbardziej znanych hoteli na świecie.

W 1958 r. kręcono w nim film, który stał się jedną z kultowych komedii  wszechczasów. "Pół żartem, pół serio", w którym wystąpili Marylin Monroe,  Tony Curtis i Jack Lemmon.

Hotel Del Coronado

Niedaleko hotelu znaleźliśmy nabrzeże, z którego mieliśmy wspaniały widok na centrum San Diego. W miejscu, gdzie nie kotwiczyły żadne jednostki spokojnie mogła rozwijać się oceaniczna roślinność.

Ostatnie promienie czerwcowego słońca.

Jeszcze tylko kilka minut....

Od samego początku pobytu w San Diego  miałem ochotę pstryknąć fotkę z Coronado.

Udało się. Widok naprawdę jest urzekający. Zdjęcie nie jest niestety w stanie oddać niesamowitego klimatu tego miejsca.